niedziela, sierpnia 31, 2014

Witajcie,


Nie lubię wstawać tak wcześnie rano ale kiedy padło hasło "nie ma to tamto wszyscy jedziemy na grzyby", po prostu nie miałam wyjścia.W sumie teraz cieszę się, że wstałam tak wcześnie bo udało mi się uchwycić przepiękny wschód słońca. Patrząc na niego mogę stwierdzić, że wschody są chyba jeszcze piękniejsze niż zachody. Zakochałam się w tych zdjęciach, więc wogóle ich nie przerabiałam ani nie ulepszałam. Mam nadzieję, że i Wam się spodobają.







Poniższe są na ustawieniach jak dla zachodu słońca. Jak dla mnie efekt również jest przepiękny.









__________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

WSCHÓD SŁOŃCA

CZYTAJ WIĘCEJ

piątek, sierpnia 29, 2014

Witajcie,



Wydaje mi się, że chyba każdy chciałby mieć zawsze dobry humor. Dobre samopoczucie i pozytywne nastawienie do świata zdecydowanie ułatwia funkcjonowanie i na pewno jest lepsze jak chandra czy złość. Tym samym każdy chciałby mieć dobry humor jak najczęściej, co jednak zrobić aby móc się nim cieszyć częściej? Sprawdźmy jaka zdaniem książki "Kram z przysmakami" jest na niego recepta.

Niektórzy mówią, że tusza ma wpływ na dobry humor - podobno grubasy są weselsi, a chudzielcy to ponuracy. Wydaje się być to dziwne gdyż obżarstwo ewidentnie nie sprzyja dobremu zdrowiu. Niemniej jednak zgodnie z zasadami dietetyki znaczenie ma nie to ile jemy, a co jemy.

"Zgorzkniali Anglicy, którzy żywili się zimną baraniną, miętowymi sosami i ciężkimi puddingami, przestawiają się na coraz bardziej urozmaicone jedzenie, licząc na to, że wpłynie na ich humor."
Tak naprawdę nie istnieje recepta na dobry humor w kwestii jedzenia. Wpływ na to mają także klimat, tradycja i moda. Tym samym Eskimos nie będzie miał humoru, kiedy nie zje odpowiedniej ilości tłuszczu i białka. Dziewczęta z Bali nie byłyby takie wesołe gdybyśmy zaczęli je nagle karmić naszym bigosem, czyli czymś dla nich zupełnie obcym i nowym. Idąc dalej mieszkaniec Ghany nie byłby szczęśliwy  bez swojego fu-fu czyli potrawy ze wszystkich mięs przyprawionej palącymi jak ogień przyprawami. Francuz natomiast nie będzie miał dobrego humoru bez wina, oliwy i przynajmniej trzech gatunków sera. Wszystko ewidentnie zależy zatem od tego, gdzie się znajdujemy, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i co jest ukorzenione w naszej tradycji.



Dobremu humorowi na pewno nie sprzyja byle co. Jedzenie byle czego i nie przykładanie uwagi do tego co i jak jemy może negatywnie wpłynąć na nasz humor i samopoczucie. Przygotowane z uwagą smaczne potrawy na pewno ucieszą każdego.


Każdy jest inny i każdemu służy i szkodzi co innego. Trzeba zwracać uwagę na to co jemy, bo na pewno stracimy humor, gdy w naszym organizmie zacznie coś zawodzić. Człowiek nie będzie przecież zadowolony, gdy zacznie palić go zgaga lub zacznie go mdlić. Przyczyną tego jest nadkwasota i trzeba wtedy unikać produktów zakwaszających czyli ryżu, żółtek, pieczywa i ryb. Zastąpić je powinniśmy wtedy produktami zasadotwórczymi takimi jak jabłka, buraki, seler i ziemniaki. Natomiast w przypadku, gdy męczy nas zgaga najlepszą radą jest wtedy wypić szklankę mleka z odrobiną soku z cytryny, aby uczucie pieczenia znikło.



Co zatem poprawia nam humor? Podobno zielony groszek! "Arcyspecjał, po prostu śmiech rosnący w grządce." Podobno przed wojną jeden taki mędrzec radził, aby w ogóle nie siać zboża tylko groszek i marchewkę oraz sadzić jabłonie. Wydaje mi się, że w tej kwestii  nie bez znaczenia jest sam problem ze sposobem jedzenia groszku, o którym w cyklu "Kram z przysmakami" pisałam Wam ostatnio tutaj (klik). Rozbawiająca jest pewnie sama próba ujarzmienia tych latających po talerzu zielonych kulek. Co ciekawe podobno humor poprawia również kwas kapuściany. W kwestii płynów zdać się powinniśmy na mleko. "Szklanka kefiru co dzień - to humor na całą dobę!". Nie powinniśmy zapominać również o miodzie. "Miód to złoty humor zrobiony przez pszczółki". W świątecznym okresie jest wiele ciężkich dań wywołujących antyhumor. Kiedy jednak do stołu zaprosimy chrzan i ćwikłe humor powinien być lepszy. Poniżej przepis właśnie z tej książki na placek pomarańczowy, który  na pewno ma podnieść nasz humor. Ja zamierzam, go wypróbować, a Wy?

"Ucieramy 3 żółtka z cukrem (półtorej szklanki) i dodajemy stopniowo 3/4 szklanki masła, 3 szklanki mąki ziemniaczanej z proszkiem do pieczenia (2 łyżeczki) oraz szklankę soku pomarańczowego, a potem pianę ubita z 3 białek. Piec 30 - 40 minut. Po ostudzeniu polać ostrożnie syropem z soku pomarańczowego, ubrać rodzynkami, figami, migdałami i paskami smażonej skórki pomarańczowej, zalać kremem z bitej śmietanki."

Moim zdaniem brakuje tutaj jeszcze jednego ważnego produktu, który jest nieodzownym sprzymierzeńcem dobrego humoru. Bo przecież jaki sens miałoby życie bez czekolady? Nie wiem jak dla Was ale dla mnie jest to niezawodny rozweselacz.

"Więc jedzmy bez wstydu i śmiejmy się bez przesady!"

Źródło: 
"Kram z przysmakami" Marta Morsztynkiewicz - Czermińska, 


__________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

"KRAM Z PRZYSMAKAMI" #8 | CO JEŚĆ ABY MIEĆ DOBRY HUMOR?

CZYTAJ WIĘCEJ

środa, sierpnia 27, 2014

Witajcie,


Bardzo tęsknie za moją rodziną, szczególnie za Mamą, Siostrą, Babcią i Ciocią, z którymi jestem najbardziej związana. Tuż przez przyjazdem do Łodzi nie mogłam się doczekać, aż w końcu je zobaczę. Nie widziałam ich aż pół roku. Rozpierała mnie radość, a buzia cały czas się śmiała, kiedy mogłam się z nimi spotkać. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Od razu po powrocie zaczęła za nimi tęsknić. Rodzina jest najważniejsza nie mam co do tego żadnych wątpliwości.





__________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

RODZINA JEST NAJWAŻNIEJSZA

CZYTAJ WIĘCEJ

poniedziałek, sierpnia 25, 2014

Witajcie,


Na bloker Ziaji zdecydowałam się jakiś czas temu przed wakacjami. Nie wiedziałam nawet, że cieszy się on takim zainteresowaniem wśród blogerek. Cel był oczywisty - ograniczyć pocenie w ciepłe dni. Jeśli jeszcze nie znacie tego produktu to poznajcie go bliżej. Jeśli również chcecie poznać moją opinię na jego temat to zapraszam do dalszej części posta.



Opis producenta:

Regulator pocenia - działanie blokujące: skutecznie redukuje nadmierne pocenie. Ogranicza wydzielanie potu i przykrego zapachu. Zapewnia długotrwałe uczucie świeżości. Nie zawiera parabenów, alkoholu i barwników. Bez zapachu. Nie pozostawia śladów na ubraniu. Sposób użycia: używać przez 2 - 3 dni na noc, na czystą i suchą skórę pod pachami. Następnie stosować 1 - 2 razy w tygodniu. Nie należy aplikować preparatu powtórnie rano. Nie stosować na skórę podrażnioną i po depilacji.

Skład: 

Aqua, Aluminium Chloride, Glycerin, Hydroxyethylcellulose, Potassium Sorbate.



Opakowanie: 

Opakowanie jest bardzo proste i nie rzuca się w oczy. Wykonane jest z białego plastiku z granatowymi napisami. Jest to typowe opakowanie dla antyperspirantów z kulką. Zakrętka jest w formie nakrętki, która nie przecieka i łatwo się odkręca. Całe opakowanie jest proste, estetyczne, niewielkie i poręczne. Opakowanie nie ślizga się w dłoni, a kulka wewnątrz nie przecieka.

Kolor/Konsystencja/Zapach/Wydajność: 

Antyperspirant jest bezbarwny i bez zapachowy. Dla mnie nie pachnie on w ogóle niemniej jednak spotkałam się w internecie z opiniami, iż posiada on nieprzyjemną woń. Tym samym zdania są podzielone. Konsystencja jest bardzo wodnista, moim zdaniem aż za bardzo. Wydajność również jest plusem ponieważ spore opakowanie starcza na naprawdę długo.

Działanie: 

Zgodnie z zaleceniami producenta blokera używałam przez 2 - 3 dni na noc na czystą i suchą skórę. Gdy natomiast pocenie się unormowało zaczęłam stosować go 1 - 2 razy w tygodniu. Produk zawiera aluminium chloride, który powoduje zatykanie gruczołów potowych, dlatego też co jakiś czas powinno się robić przerwy w jego użytkowaniu zarówno dla własnego zdrowia jaki i dlatego by skóra mogła odetchnąć i pooddychać. Aby nie narazić się na niepożądane skutki konieczne jest jego prawidłowe użytkowanie zgodnie z zaleceniami. Przy przestrzeganiu kilku prostych zasad (nie aplikować skórę podrażnioną i po depilacji) nie nabawiłam się żadnych podrażnień ani krostek. Użytkowanie produktu jest bardzo proste i nieskomplikowane ponieważ blokera używa się jak zwykły antyperspirant. Produkt działa bardzo dobrze z wyjątkiem bardzo upalnych dni. Wtedy też jego efektywność jest znikoma. Bloker ogranicza pocenie i mokre plamy pod pachami, niwelując jednocześnie nieprzyjemny zapach. Niestety po aplikacji trzeba chwilę odczekać ponieważ produkt strasznie długo schnie.




Cena: ok. 7 zł
Pojemność: 60 ml
Dostępność: drogerie i apteki


Zalety:

  • niweluje problem mokrych plam na ubraniu
  • niska cena
  • duża wydajność
  • dostępność

Wady:

  • bardzo wodnista konsystencja
  • bardzo wolno wysycha
  • nie wolno stosować dezodorantu po depilacji
  • aluminium w składzie


__________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

ZIAJA | REGULATOR POCENIA

CZYTAJ WIĘCEJ

sobota, sierpnia 23, 2014


Witajcie,


Ostatnio czytam bardzo dużo książek. Praca na stażu niewątpliwie znacznie mi to ułatwia.  Kiedy chwilowo nie mam żadnej pracy mogę sięgnąć po ciekawą lekturę. Tym samym jestem w stanie przeczytać nawet 3 - 4 książek tygodniowo. Uzbierało się zatem już sporo książek, które chciałabym Wam przybliżyć. Spokojnie, nie zasypię Was wszystkimi na raz ale zaczniemy powoli jedna po drugiej. Na początek zapraszam Was na kilka całkiem niewinnych podróży w czasie.


Autorka: Kersin Gier
Seria: Trylogia czasu
Liczba stron:
"Czerwień rubinu" - 344
"Błękit szafiru" - 364
"Zieleń szmaragdu" - 456
Gatunek: fantastyka, powieść młodzieżowa


Całą trylogię dostałam od Klaudii, która była moim pierwszym "dawcą" książek tutaj. Teraz zaczęłam przeczesywać półki naszej publicznej biblioteki. Klaudia zapewniła mnie, ze książka jest rewelacyjna i niesamowicie wciągająca. Teraz mogę z całą pewnością potwierdzić, iż nie kłamała.


,,Spotkajmy się z czasem , skoro nas szuka."

,,Gdy się zmieniasz, zmienia się wszystko wokół ciebie. To jest magia."

Główną bohaterką jest Gwendolyn, która tylko pozornie jest zwykłą nastolatką. Jak każda dziewczyna w jej wieku chodzi do szkoły i ma swoją najlepszą przyjaciółkę Lessie, z którą stara się spędzać każdą wolną chwilę m.in na plotkowaniu. Jednak już na samym początku  uwidacznia nam się coś co pokazuje, że nie jest to zwykła dziewczyna. Gwendolyn (Gwen) widzi bowiem duchy i może z nimi rozmawiać. Jednak co najważniejsze Gwen posiada pewien tajemniczy gen przekazywany w jej dość specyficznej rodzinie. Gwendolyn nie ma ojca, mieszka natomiast w jednym domu z nieznośną ciotką i kuzynką, babką i jej siostrą oraz matką i swoim rodzeństwem.Rodzina Gewn jest dość specyficzna bowiem od wieków przekazywany jest w niej z pokolenia na pokolenie gen, który umożliwia jego posiadaczowi podróżowanie w czasie. Chcielibyście i Wy mieć taką możliwość?


,,Wiem,że istnieją rzeczy na niebie i ziemi, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno."
k

Początkowo wszystko wskazuje na to, że gen ten odziedziczyła kuzynka Gwen - Charlotta. Dokładnie wskazywać miała na to jej data urodzin. Z tego powodu Charlotta od wczesnego dzieciństwa przygotowywana była do roli podróżniczki w czasie. Brała lekcje nauki jazdy konnej, tańca, języków obcych,  tego w jaki sposób zachowywać się w danych czasach, historii i polityki. Z racji tego, że to ona miała mieć ten podróżniczy gen to właśnie na Charlottcie skupiała się cała uwaga. Gwen tym samym pozostawała w jej cieniu, przez co nie posiadała takiej wiedzy jak jej kuzynka i nie była gotowa na to co miało ją niebawem spotkać. Jak się bowiem okazuje,ku zdumieniu innych i przy ogromnej wściekłości kuzynki, to właśnie Gwendolyn odczuwa mdłości i niebawem zaczyna dokonywać regularnych przeskoków w czasie. Cała sytuacja spada na nią nale do czego w ogóle nie jest przygotowana. Na domiar złego podróżować musi w towarzystwie niesamowicie przystojnego i początkowo gburowatego Gideona.  Ich wspólnym zadaniem jest zdobycie krwi wszystkich podróżników w czasie, które mają pomóc w odnalezieniu kamienia filozoficznego dla pewnego hrabiego.

Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki."


Autorką tej niesamowitej serii, bestselleru jest Kerstin Gier. Na całą trylogię składają się: "Czerwień rubinu", "Błękit szafiru" i "Zieleń szmaragdu". W książce czeka na nas zarówno piękne uczucie jak i mrożąca krew w żyłach przygoda. Trylogia totalnie mnie zauroczyła. Mimo, że ma dość młodzieżowy charakter wciągnęła mnie niesamowicie. Wszystkie książki czytało się bardzo szybko. Niestety bo chciało by się więcej i więcej. Naprawdę żałowałam, że się skończyła. Z zapartym tchem śledziłam losy głównych bohaterów, śmiejąc się z ciętych ripost pewnego gargulca. Zdecydowanie polecam Wam tą książkę, jest lekka i przyjemna. Jak zaczniecie to nie będziecie chcieli skończyć.

Na podstawie książki powstał również film. Dla mnie jest to totalne rozczarowanie. Nie ma tego czegoś co czuło się czytając książkę. Wątki są jakby pomieszane z różnych części i całość jak dla mnie nie spełnia oczekiwań. _____________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

"TRYLOGIA CZASU" | KERSTIN GIER

CZYTAJ WIĘCEJ

piątek, sierpnia 22, 2014


Witajcie,


I na mnie przyszła pora. Dzisiaj zapraszam Was na zdjęcia z serii wspieramy polskich sadowników, bo zauważyłam, że i taka forma funkcjonuje na facebook'u. Jem jabłka ale nie przepadam za nimi szaleńczo, dlatego też dzisiaj taka, a nie inna forma. Wiecie, tak naprawdę nigdy nie piłam Cydru i muszę Wam przyznać jest całkiem przyjemny. Na ciepłe i upalne dni schłodzony smakuje wyśmienicie. Piliście kiedyś?



_____________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

WSPIERAMY POLSKICH SADOWNIKÓW

CZYTAJ WIĘCEJ

poniedziałek, sierpnia 18, 2014

Witajcie,


Niestety wróciłam już z urlopu. Wszystko co dobre niestety się kończy i niestety bardzo szybko. Jak to jest, że na urlopie czas mija jak za pstryknięciem palcami, a w pracy dłuży się niemiłosiernie? Tak dobrze było mi być z powrotem w domu, że tak trudno jest powrócić do codzienności. Ale cóż, takie jest życie. Musicie wybaczyć mi tą tygodniową nieobecność ale codzienne spotkania i wyjścia ze znajomymi oraz rodziną pochłaniało przez cały wolny tydzień codziennie 24 h. I kiedy tu odpocząć? :) Dzisiaj jednak przychodzą do Was nie ze zdjęciami z Łodzi (na to też przyjdzie pora) ale z Wilna. Zapraszam do oglądania.

W pierwszej kolejności udaliśmy się do banku, aby wymienić złotówki na lity. Trafiliśmy w miejsce, które na pierwszy rzut oka wyglądały jak okazała budowle w Dubaju. Wysokie i nowoczesne budynki przykuwały uwagę nas wszystkich.


Wilno to bardzo rowerowe miasto. W całym Wilnie znajdziecie mnóstwo punktów, w których wypożyczyć można rower. Co ciekawe 30 min jazdy jest darmowe, a kolejne punkty oddalone są od siebie na taką odległość, że spokojnie można w ten czas przemieścić się pomiędzy jednym, a drugim. Nawet nie wiecie jaką wraz z kuzynem mieliśmy ochotę na nich pośmigać.


Nie zabrakło oczywiście elementów historycznych. Jeden z mostów pięknie nawiązywał właśnie do historii.


Galerie handlowe jak wszędzie i jak każde inne niczym się nie wyróżniały. Pełno sklepów i dekoracji. Czyli standard. Niemniej jednak jedno stoisko przykuło naszą uwagę, bo wyglądało trochę jak jakiś statek kosmiczny.


Idąc dalej przeszliśmy przez chyba główny most w Wilnie. Patrząc na niego z niewielkiego wzgórza widok był przepiękny, tak samo jak widok rzeki, kiedy się na nim już stało.


W następnej kolejności udaliśmy się na główną ulicę Wilna - Aleję Gedymina. Napiliśmy się kawy i maszerując wzdłuż niej podziwialiśmy pięknie zdobione budynki i kamieniczki.


Na końcu Alei Gedymina natrafiliśmy na przepiękny kościół przy którym przemieszczało się mnóstwo turystów. Piękny zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. W środku miał przepiękne zdobienia i ołtarze. Wszystko okraszone jakość przeszłością historyczną. Kościół mimo, że był wiele razy podtapiany i podpalany wyglądał mięknie. Mnie i siostrę najbardziej zachwyciły organy. Stojąc na równi z ołtarzem mogłyśmy się na nie wpatrywać i wpatrywać. W kościele można było również zapalić świeczkę za dusze bliskich nam osób.


Na samym końcu wracając już do naszego auta chcieliśmy odwiedzić widoczny z daleka zamek. Niestety wyciąg był tego dnia zamknięty, a na podróż wysoko ścieżką w górę po prostu brakło by nam czasu dlatego też zdjęcia zrobione są tylko z zewnątrz.


Pogodę w Wilnie mieliśmy dość kapryśną. Ulewny deszcz co chwila wymieniał się ze słońcem także przez chwilę szliśmy z zapiętymi kurtkami i parasolkami, a dosłownie chwile później trzeba było się rozebrać, aby nie ugotować się w grzejącym słońcu. Uwieczniając tą pogodę powstały moje dwa ulubione, poniższe zdjęcia, a szczególnie to ostatnie.

To już koniec. Można by powiedzieć nareszcie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was nadmierną ilością zdjęć ale jakoś taki nie wiedziałam jak je podzielić na kilka mniejszych postów. Dziękuję za wytrwałość :)

__________________________________________
POZDRAWIAM KATARZYNA

OBIECANE WILNO

CZYTAJ WIĘCEJ